Przyszłym mamom powtarza się wciąż, że nie powinny się stresować, bo to szkodzi dziecku. Ale cóż można zrobić, gdy ciąża naszpikowana jest powodami do strachu?
Wziąwszy pod uwagę huśtawkę nastrojów związaną z hormonalną burzą i fakt bycie bezpośrednim świadkiem i sprawcą kształtowania się nowego życia, trudno się dziwić, że ciężarna ma swoje obawy. Bo któżby ich nie miał przed podjęciem się najtrudniejszej pracy na świecie? Ale choć całkiem naturalne, te ciążowe strachy warto brać za rogi i odsuwać od siebie zdroworozsądkowym myśleniem. Dla dobra swojego i dziecka!
Zwłaszcza pierwsza ciąża jest pod tym względem stresująca. Czy mogę latać samolotem? Czy nie zaszkodzi mi jedzenie z mikrofalówki? Czy mogę pić wodę z kranu? Co jak przewrócę się w nocy na brzuch? Czy podczas seksu nie skrzywdzimy płodu? Co, jeśli zjem, coś niewskazanego?
Te i dziesiątki podobnych pytań dręczą ciężarne na całym świecie, a media tylko podsycają ten strach, produkując kolejne listy zakazów i nakazów. Nie jedz serów pleśniowych, nie myj okien, nie leż na plecach, nie leż na brzuchu, nie pij za dużo kawy… W każdej z tych wskazówek jest dużo sensu, o ile będziemy traktować je jako sposoby na ograniczanie ryzyka, a nie dewastację własnego życia. Bo kobiety rodzą dzieci już miliony lat, a były czasy, kiedy „uważanie” na siebie było wręcz niemożliwe. Ciąża to nie jest balansowanie na linie, ale stabilny stan fizjologiczny, który przetrwa i chorobę, i niewskazane pozycje ciała, i sporo wysiłku. Ważne, aby nie narażać się lekkomyślnie!
To strach jak najbardziej uzasadniony, ale poniekąd bezcelowy, gdyż w ogromnej większości przypadków decyduje los na loterii u Matki Natury. Ogromna większość poronień ma miejsce przed 8 tygodniem ciąży i wiąże się nieprawidłowościami genetycznymi – powinniśmy być wdzięczni biologii, że umie anomalie wyłapać i zawczasu wyeliminować, nie narażając dziecka i rodziców na ból i rozpacz. Od 14 tygodnia ciąży ryzyko poronienia wynosi już mniej niż 1%, więc jest to prawdopodobieństwo, którego logicznie nie warto brać pod uwagę.
Wizja wad wrodzonych spędza sen z oczu każdej przyszłej mamy i po to właśnie wynaleziono testy prenatalne. Niestety, poza rygorystycznym przyjmowaniem kwasu foliowego i wstrzymywaniem się od użycia substancji toksycznych niewiele możemy w tej kwestii zrobić, poza poddawaniem się rutynowym kontrolom lekarskim. Z globalnego punktu widzenia, ryzyko jest niewielkie – tylko 3% dzieci rodzi się z defektami, a część z nich można dziś operacyjnie zneutralizować. Róbmy więc wszystko, co możemy, aby zminimalizować ryzyko, ale wierzmy ginekologowi, jeśli mówi, że widzi na ekranie USG zdrowe, prawidłowo rozwijające się maleństwo.
Te filmowe sytuacje, kiedy kobieta rodzi w windzie albo taksówce to dobry hollywoodzki materiał, ale mocno przesadzony. Mało kto żyje dziś w miejscu, skąd jazda do szpitala zajmuje pół dnia, a przy pierwszej ciąży od odejścia wody płodowej do końcowej fazy porodu mija zwykle kilka godzin. Co więcej, coraz częściej słyszmy o przenoszeniu ciąży i doczekiwaniu porodu na szpitalnej patologii. Z drugim dzieckiem sytuacja bywa już przyspieszona, ale regularne wizyty u ginekologa pozwalają realnie ocenić ryzyko zbliżającego się porodu, choćby na podstawie stanu szyjki macicy. Przy zdrowej, prawidłowo przebiegającej ciąży od 37 tygodnia warto więc nie podróżować w odludzia, ale można wieść normalne życie, zwłaszcza, jeśli mamy w pogotowiu kierowcę, który w każdej chwili posłuży pomocą.
Co ciekawe, poród najwięcej przeraża kobiety, które jeszcze nie zaszły w ciążę – a to dzięki opowieściom matek, koleżanek i wspomnianym już filmowym scenom. Ciężarna w trzecim trymestrze najczęściej już jednak modli się o szybkie rozwiązanie i z ochotą podda się bólowi, byle tylko pozbyć się codziennych uciążliwości 10-kilowego brzucha. Te zaś, które boją porodu ze względu na ból, mają do wyboru wygodną opcję znieczulenia – konieczność ucieknięcia się do tego środka zostawmy do oceny samej zainteresowanej. Czasem strach związany z porodem ma jeszcze inne aspekty, bardziej estetyczne – kobiety boją się, że będą krzyczeć albo mieć trudności z kontrolowaniem funkcji fizjologicznych. Na te obawy jest tylko jedna odpowiedź – lekarze i pielęgniarki na porodówce widzieli już prawdopodobnie wszystko i są tam po to, aby pomóc, a nie zawstydzać.
I choć są ważniejsze problemy, kobieta nie byłaby kobietą, gdyby nie bała się „szkód” wyrządzonych przez ciążę jej urodzie. A niektóre są niebagatelne. Rozstępy, żylaki, przebarwienia pigmentowe, obwisły biust – to wszystko pamiątki, które uzależnione są w dużej mierze od genów i można im zapobiegać tylko w ograniczony sposób, stosując maści czy kremy. Ale tak jak zmarszczki czy siwy włos, te zmiany są częścią naturalnego cyklu, zaś opłacone są najcudowniejszą walutą świata – miłością dziecka. Dobrze jest zdobyć się na taki dystans i uspokoić skołataną duszę, a jeśli się nie da, to zawsze w odwodzie pozostaje chirurgia estetyczna, która dokonuje dziś cudów. Stosunkowo najłatwiej jest pozbyć się samemu poporodowej wagi – zdrowa dieta i odpowiednia dawka ruchu zawsze zaprocentują, więc nie ma powodów do strachu.
To jednej z najbardziej typowych, naturalnych i pięknych strachów z okresu ciąży. Oto bowiem natura kobiety zderzona zostaje z rolą matki i wszystko wydaje się nierealne, a brzmi niezwykle skomplikowanie. Na szczęście, tą obawę najłatwiej jest odrzucić – przyroda wszystkie gatunki wyposażyła w odpowiednie podświadome instynkty rodzicielskie, które muszą potomstwu wystarczyć. I choć zaraz po porodzie, wiele z nas przeżywa okres paniki i poczucia nieprzystosowania, wystarczy kilka głębszych oddechów i karmień, aby naturalnie wczuć się w nową rolę. W najgorszym wypadku można zaś zawsze poprosić o pomoc kobiety wokół – położne, konsultantki laktacyjne, a nade wszystko mamy i babcie.
Tagi: ciąża, mity ciążowe, strach, stres w ciąży
Dodaj komentarz