Ta sytuacja pojawia się w koszmarach sennych chyba każdej ciężarnej – wody płodowe odchodzą, skurcze przyspieszają, a na porodówkę nie da się dojechać na czas. Co wtedy? Dziś praktyczne wskazówki co robić, gdy poród nas zaskoczy…
W praktyce o wiele częstszym problem jest przenoszenie ciąży i konieczność wywoływania porodu w szpitalu, ale nie da się ukryć, że wizja spontanicznego przyjść na świat potomka, z dala od lekarzy i sali porodowej, wydaje się większości przyszłym mamom niezwykle stresująca. Mimo że przez setki tysięcy lat kobiety rodziły samodzielnie lub z pomocą najbliższych, dziś nawet domowe porody z asystą położnej budzą wielkie kontrowersje.
W Internecie znaleźć można dziesiątki historii o kobietach, które rodziły w najbardziej niezwykłych miejscach: na trawniku przed własnym domem, w samolocie, supermarkecie, windzie, a nawet na drzewie. Powody mogą być różne, ale najczęściej związane są z logistyką – długą drogą, korkami czy złośliwością rzeczy martwych. Bywa jednak też tak, że mimo mieszkania 10 minut od szpitala, poród zaczyna się i kończy tak szybko, że nie masz nawet szans dojść do szafki z butami. Szybkie porody zwykle dotyczą drugiego czy dalszego potomka i częściej przydarzają się kobietom, które poprzednią ciążę też kończyły w sprinterskim tempie.
Dane ze Stanów Zjednoczonych mówią, że na 1000 ciąż cztery kończą się niespodziewanie, gdzieś po drodze do szpitala, więc, jak widać, ryzyko nie jest duże. Z tych samych obserwacji wynika, że owe zaskakujące i szybkie porody są pozytywnie skorelowane z wcześniactwem, niską wagą urodzeniową oraz płcią żeńską dziecka. Jeśli więc oczekujesz dużego chłopca, a 37 tydzień ciąży masz już za sobą, prawdopodobieństwo, że nie zdążysz na porodówkę jest naprawdę małe.
Niestety, tutaj dane nie są optymistyczne. Faktycznie bowiem, dzieci urodzone przed przyjazdem do szpitala mają zwykle znacznie większe problemy zdrowotne, ale wynika to głównie z faktu, że rodzą się zbyt wcześnie i są bardzo małe. Jak podkreślają jednak lekarze, kobieta, która w zdrowiu doczekała 38 tygodnia ciąży, ma ogromne szanse urodzić zdrowe dziecko bez komplikacji, nawet bez medycznej asysty. Kluczowym aspektem jest fakt, czy dziecko ma już wykształcone płuca oraz odpowiedni poziom tkanki tłuszczowej. Wychłodzenie noworodka jest bowiem najczęstszym problemem spontanicznych porodów. Poza tym natura przygotowała nas tak, abyśmy były w stanie urodzić nawet w środku lasu, w zupełnej samotności. Naturalnie, kłopoty pojawiają się, gdy dziecko nie jest w pełni rozwinięte, ma zaburzone oddychanie, a kobieta dostaje silnego krwotoku lub nie rodzi całego łożyska. W takich sytuacjach fakt przebywania w szpitalu to okoliczność wysoce sprzyjająca.
Na plus naturalnego rodzenia, który szczególnie gorliwie wskazują orędowniczki domowych porodów, można natomiast zaliczyć brak niepotrzebnych medycznych interwencji, typu nacinanie krocza, podawanie oksytocyny czy cesarskie cięcie, które bywają dziś niestety nadużywane.
Z relacji kobiet, które już wcześniej rodziły, a przy drugim czy trzecim dziecku nie zdążyły na porodówkę, wynika, że książkowy przebieg porodu bywa czasem zaburzony. Zamiast klasycznych skurczów pojawiających się na kilka godzin przed akcją porodową w zmniejszających się interwałach mamy do czynienia zwykle z bardzo nagłymi, silnymi bólami, które bywają chaotyczne lub przyspieszają w tempie, które ciężko kontrolować.
Bywa, że zanim kobieta zorientuje się, że to faktycznie poród, odstępy między skurczami są krótsze niż minuta, a głowa dziecka zaczyna niemal wypadać z krocza. Naturalnie, większość kobiet w takiej sytuacji dzwoni po pogotowie, co jest bezwzględnie zalecane. Nawet, jeśli bowiem karetka nie zdąży na czas, pracownik służb medycznych może przez telefon udzielić ważnych wskazówek, zaś pomoc dojedzie przynajmniej po to, aby jak najszybciej zająć się noworodkiem.
Jeśli sytuacja stała się nie do opanowania i nie ma możliwość dojazdu lekarza lub położnej, warto poprosić o asystowanie inną osobę – męża, mamę, przyjaciółkę. O dziwo, nawet mężczyźni radzą sobie zwykle zaskakująco dobrze mimo początkowego szoku i paniki.
Aby przygotować miejsce do porodu najlepiej wziąć na szybko czyste ręczniki i rozłożyć je na łóżku lub podłodze. Im cieplej jest w pomieszczeniu, w którym ma przyjść na świat maluszek, tym lepiej. Podkręcamy więc kaloryfery i zamykamy okna. Ponadto, jeśli starcza czasu, warto przygotować naprędce kocyk do zawinięcia dziecka, miskę na łożysko oraz większą ilość czystych ręczników.
Niestety, natura nieco fałszywie podpowiada nam kiedy przeć i jest to fakt, który warto sobie zapamiętać na wszelki wypadek. O ile to możliwe, oddalamy więc parcie, oddychając w systemie trzy szybkie oddechy i jeden długi. Dobra pozycja na spowolnienie akcji porodowej to leżenie na lewej stronie lub klęczenie na czworaka z biustem i brodą przyciągniętym ku ziemi.
Jeśli główka naprawdę pojawia się już w kanale rodnym, należy zacząć przeć, próbując wykonać trzy parcia w czasie jednego skurczu. Jeśli kobieta jest sama, powinna w tym czasie przygiąć pupę jak najbliżej podłoża; jeśli ma asystenta, ów musi się liczyć z koniecznością złapania noworodka. Dziecka nie wolno ciągnąć jednak za głowę!
Noworodek jest zwykle śliski i łatwo wypuścić go z rąk, więc należy się z nim obchodzić z największą ostrożnością. Po skontrolowaniu czy pępowina nie owinęła się wokół szyi, należy go opatulić w ręcznik i przyłożyć do piersi mamy. Bliskość dziecka wzmaga wydzielanie oksytocyny niezbędnej do dalszych skurczy – w ten sposób rodzi się łożysko, czemu towarzyszyć może większe krwawienie, całkowicie normalne. W oczekiwaniu na karetkę nie odcinamy pępowiny ani łożyska!
Jeśli dziecko jest sine i nie płacze, należy je poklepać po pleckach. Jeśli to nie pomoże, poleca się masowanie ciałka owiniętego ciepło ręcznikiem i uciśnięcie nozdrzy w celu pozbycia się ewentualnej wydzieliny blokującej drogi oddechowe. Nawet, jeśli noworodek nie oddycha przez ponad minutę, należy zachować spokój – połączenie z łożyskiem wciąż dostarcza jeszcze tlen do jego tkanek. W ostateczności poleca się wykonanie sztucznego oddychania – nakrywamy własnymi ustami nosek i buźkę maluszka i wdmuchujemy powietrze pięć razy.
Jeśli klatka piersiowa nadal się nie rusza można po 30 sekundach spróbować wykonać masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem. Masaż klatki piersiowej prowadzi się przy tym obejmując ją całymi dłońmi, z kciukami na brodawkach i palcami na plecach i uciskając cały korpus trzy razy, na zmianę z jednym wdechem.
Masaż prowadzimy aż do przyjazdu pogotowia, choć w większości przypadków już samo poklepanie po pleckach i kilka wdechów owocują wytęsknionym pierwszym krzykiem małego człowieczka.
Tagi: czas rozwiązania, komfort porodu
Dodaj komentarz