Pediatrzy są zgodni, że dieta dziecka w pierwszych trzech latach życia ma kluczowe znaczenie dla jego rozwoju fizycznego i umysłowego. Nie ma jednak pełnej zgodności co do tego, jaka powinna być ta dieta.
Zdrowa, zróżnicowana, pełna owoców i warzyw – to wie chyba każda mama. Diabeł, jak zwykle, tkwi jednak w szczegółach, a konkretnie doborze składników i sposobie przygotowania posiłków dla najmłodszych. Rosół rosołowi wszak nierówny!
Instynkt i mądrość babcina podpowiadają, że nie ma dla dziecka nic lepszego niż obiadek ugotowany troskliwą ręką mamy. Znika wówczas ryzyko chemicznych dodatków czy kawałków szkła, które mogłyby przedostać się do pożywienia, obiad jest świeży i nie musi być w żaden sposób konserwowany. Ideał? Niekoniecznie.
Po pierwsze bowiem, to wszystko zabiera dużo czasu. Obrać marchewkę, pokroić, ugotować, ostudzić zmiksować. Jeśli zrobisz większą porcję, zaoszczędzisz sobie czasu jutro i pojutrze, ale wówczas dochodzi ryzyko, że pokarm nie będzie już tak świeży. Mrożenie wymaga natomiast odpowiednich pojemników i miejsca w zamrażalniku. Co gorsza, twoje dziecko dziś może jeść tylko czyste puree z marchwi, ale jutro będzie potrzebować już glutenu, groszku czy kurczaka – co wówczas zrobisz z mdłą papką z zamrażalnika?
Czasochłonność, problem w ilościowym planowaniu porcji oraz późniejsze przechowywanie przygotowanych obiadków, tak aby nie stworzyć ryzyka rozwoju drobnoustrojów chorobotwórczych, to nierzadko czynniki zniechęcające do samodzielnego gotowania. A do tego dochodzi jeszcze ten frustrujący moment, kiedy podasz maluchowi uwarzoną z sercem zupę, a on nawet nie otworzy buzi, względnie wypluje ją na ścianę.
Niejedna sfrustrowana mama odkryła, że czyste puree z marchewki, którym jej dziecko pluje, w wydaniu markowego producenta żywności dla dzieci jest nagle specjałem. Niby ten sam skład, ale… Różnica może wszak tkwić w konsystencji. O ile nie posiadasz bowiem wysokiej klasy miksera, prawdopodobnie twoja papka ma mniej gładką i aksamitną konsystencję niż pokarm ze słoiczka. Niektórym dzieciom sprawia to sporą różnicę.
Ale kupne obiadki mają więcej zalet. Po pierwsze, pozwalają więcej czasu spędzać z dzieckiem lub na odpoczynku, a to w pierwszym roku po porodzie niebanalny argument. Po drugie, mają optymalnie małą objętość, którą większość niemowląt skonsumuje na raz lub na dwa razy. Ugotować taką ilość jest trudno. Po trzecie, dają ci dość szeroki wybór różnych smaków, włącznie z mięsem jagnięciny czy królika, które nie każdy z nas na bieżąco przygotowuje w domu.
Jako argument przemawiający za jedzeniem ze słoiczków podaje się często również kontrolowaną jakość składników wykorzystanych do produkcji. Faktycznie, renomowani producenci opierają zwykle swe receptury na surowcach z uprawy biologicznej, nierzadko wspierając się ekologicznymi certyfikatami i atestami instytutów medycznych lub żywieniowych.
Jeśli z kolei przyjrzeć się obiadom gotowanym w domu, wnioski mogą być różne. Owszem, niektóre mamy mają fizyczną i finansową możliwość zakupu warzyw i mięsa z pewnych, ekologicznych źródeł, ale ogromna większość robi zakupy w sieciowych supermarketach, gdzie sprzedaje się towar masowy, konkurencyjny cenowo, nierzadko kosztem jakości.
Może się więc okazać, że domowy rosołek z kurczaka i marchewki będzie zawierał o wiele więcej toksycznych związków – pestycydów, herbicydów, azotanów czy hormonów – niż przebadany produkt ze słoiczka. Mało która z uznanych marek może sobie bowiem dziś pozwolić na skandal związany z nieprzestrzeganiem jakości. Szkło wykryte w 2011 r. w bananowych deserach dla niemowląt marki Nestle do dziś ciąży na renomie firmy, podobnie jak skandal z uzależniającą formułą mleka modyfikowanego z lat 70-tych.
Swoje trzy grosze do tytułowej debaty o najlepszym jedzeniu dla niemowląt dorzucił Uniwersytet Aberdeen i Warwick, który w 2016 r. opublikował wyniki porównania obiadków domowych z kupnymi. Okazało się, że w pokarmie ze słoiczków jest znacznie większy wybór warzyw niż w daniach przygotowywanych przez mamy, a, co więcej, te drugie zawierają rażąco wysoki poziom soli i tłuszczów nasyconych, wysoce niewskazanych dla małych dzieci.
Wszystko rozbija się więc w zasadzie o poziom edukacji rodziców w kwestii żywieniowej. Niestety bowiem, to, co proponuje czasem babcia jako klasykę dziecięcego żywienia, może nie przystawać do obowiązujących obecnie zaleceń dietetycznych. A jest o czym myśleć, wziąwszy pod uwagę fakt, że otyłość, cukrzyca i alergie u najmłodszego pokolenia rosną w tempie lawinowym.
Nie można jednoznacznie określić czy zdrowsze są domowe obiadki dla niemowląt, czy kupne. Wszystko zależy bowiem od jakości, która może być niesatysfakcjonująca i u mamy, jeśli wykorzystuje do gotowania mały wybór nieekologicznych produktów; i u producentów spożywczych, jeśli nie posiadają odpowiedniego systemu kontroli. W tym kontekście wyłania się też kwestia finansowa – wysokiej jakości, biologicznie czyste surowce zawsze będą bowiem droższe. Ogólnie jednak uważa się, że domowe gotowanie jest tańsze niż karmienie dziecka gotowymi produktami.
Podsumowując, najlepiej jest zachować zdrowy rozsądek. Jeśli masz czas i możliwości, to gotuj dla swego dziecka, uwzględniając jego preferencje smakowe. Wybieraj jednak różne warzywa i rodzaje mięsa, ograniczając tłuszcze i sól. Oddasz tym samym także przysługę Ziemi, bo nawet szklane opakowania nie są dla niej obojętne. Gdy jednak nie masz czasu albo ochoty, bądź jedziesz w podróż, bez wstydu kupuj słoiczki sprawdzonych marek i ze spokojem podawaj je pociesze jako pełnowartościową alternatywę domowego posiłku.
Tagi: karmienie, obiad, odżywianie, pożywienie
Miłka w dniu 26 marca 2019 09:24
Zawsze gotowane! Wiem, że to więcej wysiłku dla niektórych mam, ale jeśli sama odżywiam się zdrowo, to mogę przecież także swój obiadek (albo jego część) dać dziecku w odpowiedniej formie.