Fachowo nazywa się je immunoterapia swoista.
Polega na podawaniu coraz większych dawek alergenu, które organizm uczy się tolerować. W efekcie to, co nas uczulało, przestaje szkodzić. Czasami po terapii można odstawić leki. Najłatwiej uporać się z nadwrażliwością na pyłki, już po 2–3 latach widać efekty. Dłużej, bo 3–5 lat, trwa odczulanie na kurz, pleśnie, alergeny zwierzęce i pokarmowe. W każdym wypadku najskuteczniejsze i najtańsze są szczepionki w zastrzykach (roczna kuracja to 200–800 zł, zależnie od tego, na co się odczulamy).
Mamy dwa rodzaje preparatów:
roztwory z naturalnymi alergenami i nowocześniejsze leki. tzw. alergoidy (Allergovit, Purethal). Alergolog ustala schemat leczenia, np. przez pierwsze miesiące zastrzyki są co 7–14 dni, potem przez kilka lat co 4–6 tygodni podaje się dawki podtrzymujące. W przypadku sezonowego kataru mamy dwie opcje: albo odczulać się według powyższego schematu przez 3 lata albo raz w roku, tez przez 3 lata, przejść trzymiesięczną kuracje (powinna się zakończyć, zanim w powietrzu pojawią się pyłki). Znacznie wygodniejsze są krople, które codziennie podaje się pod język. Terapia ta jest droższa (w ciągu roku na leki wydajemy 2000
–3000 zł) i czasami mniej skuteczna od zastrzyków. Zaleca się ją głównie przy alergii na pyłki.
Wśród antyalergicznych leków rewolucję przeszły zwłaszcza sterydy
Ciągle pokutuje błędne przekonanie, że nie ma nic gorszego niż sterydy. Tymczasem
niesłusznie się ich obawiamy, bo ostatnio te leki przeszły prawdziwa metamorfozę.
Wyjątkowo niskie dawki sterydów leczą, ale nie powodują przykrych skutków ubocznych.
Coraz częściej przepisuje się zawierające je aerozole już przy katarze siennym. To nowoczesne podejście do alergii, które pozwala zapobiec jej najgroźniejszemu powikłaniu – astmie. Do niedawna złą sławą cieszyły się tzw. leki antyhistaminowe.
Z jednej strony łagodziły katar, łzawienie i swędzenie, z drugiej wywoływały senność i trudności z koncentracją, czego już nie powodują ich nowoczesne wersje, dostępne w małych dawkach bez recepty. Równie bezpieczne są nowe rodzaje maści i kremów (Protopic, Elidel). Smaruje się nimi skórę z wypryskami i swędząca wysypką przy jej atopowym i kontaktowym zapaleniu. Są wyjątkowo skuteczne, można nakładać je codziennie, w przeciwieństwie do leków starej generacji, których nie wolno używać bez przerwy: stosujemy je 2–3 dni i odstawiamy na 4–5 dni.
Czasami to, co wydaje się nam uczuleniem, wcale nim nie jest
Bywa, że zjedzenie azjatyckiego dania, nawet wejście do baru, gdzie unosi się specyficzny aromat wschodniej kuchni, wyzwala silną reakcję. Zaczynamy się pocić, dostajemy czerwonych plam, swędzi nas skóra, łzawimy, mamy mdłości, duszności, migrenę. To tzw. syndrom chińskiej restauracji. Sądzimy, że to alergia, a tymczasem mamy do czynienia tylko z nadwrażliwością na glutaminian sodu. To jemu potrawy rodem z Azji zawdzięczają rozpoznawalny smak i zapach (jako konserwantu E-621 dodaje się go do zup w proszku). Nie powoduje on uczulenia, bo nie pobudza układu odpornościowego i produkcji przeciwciał IgE. Ale działa drażniąco i lepiej go unikać. Tak samo z alergią mylimy nadwrażliwość na perfumy, płyny do mycia naczyń, szampony i dym papierosowy. Podobnym przykładem, który świadczy o nietolerancji, a nie alergii pokarmowej, jest niestrawność po mleku.
U dorosłych układ pokarmowy czasami przestaje wytwarzać enzym rozkładający laktozę (cukier obecny w mleku). Jeśli nie zostanie strawiona, w jelicie zaczyna fermentować. Stąd wzdęcia, nudności, biegunka, odbijanie. Poza tym w wydychanym powietrzu zbiera się wodór, co można wykryć specjalnym testem. Obecność tego gazu jest dowodem, że cierpimy na nietolerancję laktozy. Przy uczuleniu na mleko wynik testu wodorowego jest ujemny, za to we krwi wykrywa się przeciwciała IgE. Klasycznymi i częstymi alergenami pokarmowymi są również orzechy (ziemne, laskowe, włoskie), jajka, cytrusy, ryby i owoce morza, sery pleśniowe, soja, pomidory, truskawki czy seler.
W Polsce za 70 procent uczuleń winę ponoszą „latające” alergeny
Podobno skłonność do kataru siennego ma związek z miesiącem, w którym przyszliśmy na świat – najbardziej podatni są urodzeni w maju i czerwcu. Tezę tę lekarze traktują z przymrużeniem oka, choć w Polsce alergia jest przede wszystkim chorobą sezonową. Najwięcej osób cierpi od połowy maja do końca lipca, gdy królują pyłki traw, które uczulają najczęściej. Ich gatunek nie ma znaczenia – pyłki wszystkich są podobne. Alergenem numer 2 jest brzoza, która daje się we znaki wiosną. Po niej kolejne miejsca przypadają bylicy i innym chwastom pylącym latem (głównie babce, pokrzywie, komosie). Co trzeciego uczuleniowca katar nęka cały rok, winowajcami są bowiem kurz, zwierzaki i pleśnie. Alergii wziewnej nie wolno lekceważyć. Z najnowszych badań wynika, że przy nieleczonej aż ośmiokrotnie rośnie ryzyko rozwoju astmy. Oprócz niej zagrażają nam inne schorzenia. Nieustający katar i zablokowany nos sprzyjają tworzeniu się w nim polipów. Podobnie ciągle kichających alergików częściej niż osoby zdrowe prześladuje zapalenie ucha środkowego. Za pomocą trąbki słuchowej jest ono połączone z gardłem, do którego spływa także katar z nosa.
Gdy jesteśmy uczuleni na pyłki czy lateks, po jakimś czasie zaczynamy reagować też na owoce i warzywa
Fachowo mówi się, że to alergia krzyżowa. Najpierw przez kilka lat w sezonie pylenia nęka nas uciążliwy katar sienny. Potem nagle się okazuje, że kęs jabłka, jedna czereśnia lub niewielka porcja sałatki z selera powodują drapanie w gardle czy czerwone plamy na twarzy, czasami puchną też usta i język. Do alergii na pyłki (niekiedy także lateks) dołącza uczulenie na owoce i warzywa, które wcześniej mogliśmy jeść bezkarnie. Czasami różne alergeny mają podobne substancje uczulające, a układ odpornościowy nie zauważa tej różnicy. Na podstawie obserwacji i testów krwi dziś zdemaskowano już większość „niebezpiecznych związków”. Przy uczuleniu na pyłki brzozy (odpowiadają za najwięcej uczuleń pokarmowych) powinno się unikać jabłek, gruszek, wiśni, czereśni, brzoskwiń, pomarańczy, marchwi, selera i pomidorów. Również jedzenie rodzimych owoców, a także kiwi, pomarańczy, kukurydzy czy soi nie jest wskazane przy alergii na trawy. Nadwrażliwość na lateks wyklucza orzeszki ziemne, daktyle i większość owoców tropikalnych, na alergeny kocie zaś – dania z wieprzowiny. Nieco inaczej rzecz się ma z miodem, który sam nie uczula. Za to może zawierać pyłki traw, drzew, chwastów, nawet jad pszczół. I to właśnie na nie reagują smakosze miodu. Zwykle szkodzą tylko surowe owoce i warzywa, bo większość staje się bezpieczna po ugotowaniu i upieczeniu. Wyjątkiem jest seler, który pod wpływem wysokiej temperatury nie traci właściwości. Niekiedy przy alergii krzyżowej skuteczne bywa odczulanie na podejrzane pyłki. Po nim znów możemy jeść świeże owoce i warzywa.
Natomiast odczulanie od razu, po pierwszych reakcjach na alergeny wziewne, zwiększa szanse, by alergia krzyżowa nie rozwinęła się w przyszłości.
Dopóki nie użądli nas jakiś owad, nie można wykryć alergii na jad
Dobrze zdajemy sobie sprawę, jak może się skończyć spotkanie z osą, i chcemy wiedzieć, czy na jej jad jesteśmy uczuleni. Ale testy mają sens dopiero wtedy, gdy choć raz użądli nas osa, pszczoła, szerszeń lub trzmiel (ich toksyny są tak podobne, że alergia na jad jednego owada oznacza uczulenie na innego). Gdy po raz pierwszy dostaniemy choć odrobinę „owadziej trucizny”, w układzie odpornościowym pozostaje ślad. Zwykle pierwsze użądlenie nie jest groźne, silnie reagujemy na kolejne. Ale jeśli pierwsza porcja jadu spowoduje silne zaczerwienienie, obrzęk o średnicy powyżej 10 cm, wysypkę czy duszności, trzeba od razu zgłosić się do alergologa, by zlecił testy. Wykonuje się je nie wcześniej niż po 6 tygodniach od ukąszenia i nie później niż w ciągu 5 lat. Potem, gdy owady będą nas omijać, wyniki
mogą być fałszywie ujemne. Badania, które wykrywają uczulenie na nie, polegają na wstrzykiwaniu pod skórę co pół godziny coraz większych dawek jadu i obserwowaniu, jak na nie reagujemy. Przeprowadza się je w szpitalu, by w razie komplikacji natychmiast udzielić pomocy. Alergia na jad owadów oznacza, że musimy nosić przy sobie środek z adrenaliną. Taki zastrzyk ratuje życie. Lek kosztuje 120–200 zł i kupuje się go na receptę. Jednak idealnym rozwiązaniem jest odczulanie.
Nie ma znaczenia rodzaj uczulenia – zawsze najwrażliwsza jest skóra
Pierwsza reaguje zaczerwienieniem i wysypką po zjedzeniu np. truskawek czy pomarańczy.
Przy czym jeśli to typowe uczulenie na jedzenie, po pokrzywce szybko nie zostaje żaden ślad. Trudniej uporać się z alergiami na skórze, czyli z jej atopowym (AZS) i kontaktowym zapaleniem. W pierwszym wypadku sprawcą bywają: jedzenie, kosmetyki, barwniki do tkanin, środki do prania i mycia, domowe zwierzaki, kurz i pyłki (zmiany są rozsiane w wielu miejscach). W drugim, oprócz „chemii” szkodzą np. niklowana biżuteria i wełna. Przy czym skóra reaguje tam, gdzie bezpośrednio zetknęła się z tym, na co jest nadwrażliwa. Co ciekawe: AZS dotyczy dzieci i tylko u niektórych osób staje się chorobą na całe życie, za to kontaktowe zapalenie skóry nęka dorosłych. Ostatnio okazało się, że trądzik różowaty, znany za dermatologiczną skazę, częściej dotyka kobiety z alergią. Schorzenie idzie w parze z uczuleniem przynajmniej na jeden alergen: najczęściej kurz, pyłki chwastów i traw czy pierze, rzadziej owoce, warzywa, mleko.
tekst: Joanna Zagdańska joanna.zagdanska@guj.pl
konsultacja: lek. med. Jarosław Komorowski, alergolog,
Przychodnia specjalistyczna Alergo-dent w Warszawie,
ul. Wrocławska 21 a, lok. 10 (tel. 607 776 778)
Dodaj komentarz