Dla naszych mam i babć obecność męża przy porodzie była rzeczą niesłychaną. Dziś stała się swego rodzaju rutyną, ale są jeszcze kobiety, które mają wątpliwości jak rodzić…
Poród z partnerem został wprowadzony jako krok mający pomóc przyszłej mamie pokonać trud i ból w, bądź co bądź, mało przyjaznych warunkach szpitalnych. Intencje są więc zdecydowanie pozytywne, obejmując nie tylko psychologiczne wsparcie, ale także fizyczną pomoc przy chodzeniu, ćwiczeniu czy korzystaniu z prysznica przy toczącej się akcji porodowej.
Wielu mężczyzn z entuzjazmem podchodzi do idei bycia świadkiem i uczestnikiem powitania na świecie dziecka. Po części z ciekawości i chęci bycia bliżej tego niesamowitego procesu fizjologicznego, po części z realnej empatii dla partnerki i wewnętrznej potrzeby wsparcia jej w trudnych chwilach. Naukowcy są zgodni, że takie wspólne przeżycie zbliża i pomaga ojcu nawiązać szybszą i silniejszą więź z noworodkiem. A normy społeczne się zmieniają i dziś w europejskich społeczeństwach nawet 90% mężczyzn uczestniczy w wizytach prenatalnych u ginekologa oraz porodzie.
Sytuacja ta może służyć także dziecku. Szok zmiany środowiska z wnętrza macicy na salę porodową jest tak wielki, że słyszenie głosów obu rodziców i kontakt skóra-na-skórę ma kolosalne znaczenie. Zwłaszcza w przypadku cesarskiego cięcia to ojciec może przejąć na siebie rolę pierwszego tulącego do piersi. Co ciekawe, styk ze skórą matki oraz ojca to dla dziecka także wymierny biologiczny dar – już na tym etapie dochodzi powiem do przekazania biomu bakterii żyjących na skórze.
Oczywiście obecność ojca przy porodzie jest uwarunkowana przede wszystkim życzeniem rodzącej. Większość kobiet oczekuje, że partner pomoże wytrzymać ból i zapewni wsparcie wszędzie tam, gdzie personel szpitalny jest, najoględniej mówiąc, obojętny. A kilkugodzinne poruszanie się z falami bólu przenikającymi całe ciało może wymagać przyjaznej dłoni – aby podeprzeć, podać coś do picia, pomóc zmienić pozycję czy nawet rozmasować plecy.
Z analizy przygotowanej przez Uniwersytet Edith Cowan w zakresie obecności ojców przy porodzie, wynika, że dla kobiet bardzo ważna jest również strona psychologiczna. Oczekują, że partner zapewni im ukojenie w najtrudniejszych momentach, pokrzepi na duchu, a także zapewni swego rodzaju rozproszenie uwagi. Jako jedyna często znajoma twarz u porodu jest on swego rodzaju ostoją, która okazuje się nieoceniona zwłaszcza w legendarnym punkcie kryzysowym, czyli rozwarcia na 7-8 cm, kiedy to ból wydaje się najsilniejszy. Także w samym momencie narodzin, gdy ból przelewa się w euforię, większość matek odczuwa potrzebę, aby podzielić się swym szczęściem z kimś bliskim. A kto może być bliższy niż współtwórca tego cudu?
Są jednak kobiety, które nie chcą obecności partnera przy porodzie, nawet wbrew jego woli. Za taką postawą kryją się bardzo różne motywacje o mniejszym lub większym stopniu racjonalności. Mniej zrozumienia można mieć na przykład dla argumentu „nie chcę aby zobaczył mnie w takim stanie”, bo niejako przeczy on idei intymności związku i dzielenia się ze sobą życiem, takim jakie jest. Wspólne przeżywanie chwili słabości może być dla partnerstwa ważniejsze niż cała radość i podniecenie związane z miłością.
W kategorii bardziej racjonalnych argumentów znajduje się obawa, że partner może chcieć pomagać zbyt intensywnie, a kobieta woli trud akcji porodowej unieść w spokoju i bez ciągłego dogadywania się. Ten aspekt wynika najczęściej z charakteru związku i powinien być jasno dopowiedziany przed decyzją o uczestnictwie ojca w porodzie.
Wreszcie, wiele kobiet rodzących po raz drugi preferuje komfort psychiczny świadomości, że partner będzie w czasie porodu opiekował się starszym dzieckiem. Zwłaszcza, jeśli w pobliżu brakuje zaufanych babć, łatwiej się rodzi z dala od domu i rodziny, wiedząc, że osamotniona pociecha jest w najlepszych rękach.
Zdarza się też tak, że to mężczyzna dobrowolnie rezygnuje z obecności przy porodzie, nie czując się po prostu na siłach. Może być to kwestią dorastania i wychowania, ale trudno ukryć fakt, że mimo społecznej ewolucji, spora część panów wciąż jeszcze ma problem z posługiwaniem się pojęciami takimi jak „menstruacja” czy „nacięcie krocza”. Czy w takiej sytuacji warto naciskać na partnera? Z obserwacji wynika, że nie. Dysponujemy bowiem szerokim zapleczem literatury naukowej wskazującej, że ojcowie źle przygotowani do porodu przeżyli go w sposób traumatyczny – pod wpływem stresu, poczucia bezradności czy wręcz przerażenia. Taka sytuacja nie służy ani kobiecie, ani związkowi. Eksperci podkreślają więc, że edukacja mężczyzny chcącego uczestniczyć w porodzie w zakresie wszystkiego, co go czeka w szpitalu, to klucz do sukcesu. Przy braku chęci, trudno zaś liczyć na wolę przygotowania się.
Nie można też zapomnieć o losowych wypadkach, które uniemożliwiają partnerowi dotarcie na czas na salę porodową. Dla kobiety może być to szokiem i powodem do dodatkowego zdenerwowania, ale z tego właśnie względu, należy się z ewentualnością rodzenia w pojedynkę zawsze liczyć. Ubezpieczeniem na takie zrządzenie losu może być uzgodniona pomoc douli.
Łyżkę dziegciu do całej dyskusji dołożyło studium przeprowadzone w 2015 roku przez Uniwersytety College London, King’s Colleg London oraz Hertfordshire. Wynika z niego, że kobiety, które nie są bardzo blisko emocjonalnie związane ze swoim partnerem, doświadczają więcej bólu przy porodzie wspólnym, niż gdyby rodziły same. Czołowy francuski położnik, Michel Odent, wygłosił wręcz w 2009 r. kontrowersyjną opinię, że z jego 50-letnich doświadczeń wynika, iż mężczyzna nie powinien wcale asystować przy porodzie. Odent uważa, że obecność ojca przy akcji porodowej niepotrzebnie ją wydłuża i częściej kończy się medyczną interwencją. Mówi się też, że poród w samotności pozwala lepiej wyciszyć mózg, a brak stymulacji kory nowej mózgowej jest podstawowym warunkiem łatwego przebiegu porodu. Partner pod wpływem własnej adrenaliny jest zaś czynnikiem niepotrzebnie pobudzającym i „zarażającym” swym niepokojem.
Jak widać, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na zadane w tytule pytanie. Jedyne, co wiemy na pewno, to fakt, że jeśli poród we dwójkę ma być sukcesem, to obie strony muszą nie tylko wykazywać podobny entuzjazm, ale także na kilka miesięcy przed terminem otworzyć spokojny i zrównoważony dialog o pożądanym przebiegu porodu.
Tagi: poród, poród z partnerem
maria.zetae w dniu 31 maja 2019 08:19
Ja bardzo wzbraniałam się przed porodem z partnerem, mieliśmy uzgodnione że mój ukochany tylko przetnie pępowine. Nie chciałam rodzić przy mojej drugiej połówce bo naczytałam się w internecie że bardzo często mężczyźni po wstrząsających widokach na sali porodowej unikają później sytuacji intymnych i że nawet przez to rozpadają się związki. Jednak życie zweryfikowało moje plany i koniec końców mój partner był przy całym porodzie który był bardzo długi i trudny. Nie żałuję tego, wspierał mnie, dopingował, dzięki jego obecności było mi lżej i czułam się bezpieczniej. Jestem 8 tygodni po porodzie i mój związek kwitnie i nic nie zapowiada jego rozpadu, jednak przy drugim porodzie mojego partnera nie będzie na sali porodowej, bo będzie zajmował się naszym pierwszym dzieckiem.