Znowu płacz w nocy. Wstajesz i nosisz wrzeszczące zawiniątko na rękach, tam i z powrotem. Czy ta kolka się kiedyś wreszcie skończy?!
Pierwszy rok życia dziecka to zlepek faz, w których jedna daje ci dopiec lepiej niż druga. Klasyka to kolki, rosnące zęby, skoki wzrostowe, kryzysy separacyjne, pierwsze katary… A większość z nas dostaje jeszcze zwykle jakiś bonus w postaci biegunek, gryp żołądkowych, kaszlu czy zaburzeń rozwojowych wymagających monotonnej rehabilitacji. Wydaje się, jakby wszystko skupiło się przeciwko tobie i chciało do maksimum wyssać z ciebie soki życiowe. Niech to dziecko już wreszcie zacznie przesypiać noce, niech przestanie wisieć mi u piersi, niech zacznie raczkować…
Niestety, to modlenie się o koniec utrapień, łatwo wchodzi w nawyk. Maluch zaczął w końcu siedzieć, a ty już wyglądasz, kiedy zacznie chodzić. Zaakceptował warzywne papki, a ty już marzysz żeby zjadł normalny obiad bez gotowania na parze i miksowania. Oddał smoczek, a tobie wciąż przeszkadzają pieluchy…
Ten sposób opieki na dzieckiem kończy się pewnego pięknego szkolnego dnia, kiedy stwierdzasz, że masz już latorośl co sama myje zęby, zrobi sobie herbatę i zasypia bez pomocy. Prawie bezobsługowy członek rodziny, który pozwoli się i wyspać, i napić wina wieczorem, i wyskoczyć na chwilę z domu bez szukania niańki. Żyć, nie umierać! Tylko gdzie się podziało moje dziecko?
Zaczniesz łapać się na tym, że wpatrujesz się w cudze wózki i nagle dostrzegasz, jakie to wszystko słodkie. Te uśmiechy, piąstki, gulgotanie, ta oprószona meszkiem główka. Czemu to tak wszystko szybko minęło?
Ludzki mózg ma zaskakującą zdolność, którą dorosły człowiek mógłby już znać i rozumieć. Przede wszystkim, pamiętamy w większości to, co dobre. Ba, nawet to, co było ciężkie, bolesne i trudne, po czasie jawi się nam z obezwładniającą nutką nostalgii. Bo kiepskie doświadczenia łączą i wzmacniają, budują życie mocniejszym akcentem niż błahe radości.
Jeśli przenieść to na macierzyństwo roku pierwszego, warto uświadomić sobie, że lekko nie będzie i być nie powinno. Brak snu, fizyczne zmęczenie, chroniczny niedostatek atrakcji, bezradność… to wszystko naturalnie należy do bycia rodzicem niemowlaka. I poza wyjątkiem skrajnych przypadków depresji poporodowej, nikt z tego powodu nie umiera, nikomu życie się nie rozbija w drzazgi. Wstając co rano, nawet jeśli o 3.00 nad ranem, do swego maluszka musisz więc brać aktualne uciążliwości nie jako karę zesłaną przez niebiosa, ale jako rzecz naprawdę potrzebną. Jako element kształtowania nowego człowieka i siebie zarazem. Bo chociaż syn lub córka przestaną w końcu siusiać w pieluchy i pluć kaszą po ścianach, nawet za 18 lat potrzebować będą twojej cierpliwości, nieugiętości i wewnętrznej siły. A to nie przychodzi samo!
Naturalnie, pomiędzy jednym a drugim treningiem rodzicielskim są bardzo częste chwile absolutnego szczęścia. Trwają z definicji nie wiele dłużej niż moment i łatwo dają się przeoczyć, jeśli głowa wciąż skupiona jest na zgranej mantrze: Kiedy ono w końcu nauczy się jeść łyżką…
Owe chwile dają w życiu codziennym bardzo ważny zastrzyk pozytywnej energii, która łatwo się akumuluje i rozmnaża. Jak to rozumieć? Otóż, jeśli zbudzisz się po nieprzespanej nocy i zamiast złorzeczyć światu i wszystkim, którzy nie muszą zajmować się niemowlęciem, pomedytujesz kilka chwil z wzrokiem utkwionym w drobnych, pełnych uwielbienia oczkach, dzień może być zgoła inny. Zamiast walczyć z zapchanym smoczkiem w butelce, zacinającym się wózkiem czy plamami na śpiochach, zwrócisz może okazję na nowy rodzaj gwarzenia, na gładkość policzków, na śmiech, jaki towarzyszy wygłupom na kanapie. Aktywnie i świadomie chłonąc te chwile, poczuć możesz bliskość szczęścia i spełnienia, mimo czterech godzin sennego deficytu i nieumytych włosów.
Ba, chwile takie mogą rozciągnąć się w czasie i sprawiać wrażenie dominujących, tylko dlatego, że poświęcisz im swoją uwagę. W rezultacie może okazać się, że ten tydzień czy miesiąc urlopu macierzyńskiego były pełne uroku, śmiechu i czułości, mimo że, owszem, płaczu i buntów nie brakowało.
Tak naprawdę, nigdy wcześniej ani później czas nie biegnie bowiem tak szybko i nieodwracalnie, jak w towarzystwie niemowlaka. Zmiany następują wszak z tygodnia na tydzień, a wzruszające pozycje, słodkie grymasy czy minki odchodzą szybko w niepamięć. Śledzenie rozwoju i cieszenie się z każdego nowego, nawet najmniejszego, odkrycia maluszka to również dobra recepta na życie chwilą. Naraz okazuje się, że każdy dzień – od nr 1 pod 365, warto byłoby opisać w pamiętniku, żeby móc na starość wspominać lata, kiedy człowiek żył najpełniej i najprawdziwiej. Prawda jest bowiem taka, że spotkania z przyjaciółmi, filmy, koncerty czy grille zlewają się po niewczasie w jedną całość, która jest wspomnieniem miłym, ale poniekąd jednowymiarowym.
Bycie rodzicem niemowlaka to wszak przygoda bez dwóch zdań unikalna i autentyczna, którą ciężko powtórzyć, nawet jeśli miałbyś dziesięcioro dzieci. Co ciekawe, wiele mam i tatów zarzeka się, że dopiero przy trzecim dziecku nauczyli się naprawdę cieszyć się okresem niemowlęctwa.
Tagi: niemowlak, niemowlę
Dodaj komentarz