Nie wszystko, co słyszysz od babć, koleżanek, a nawet lekarzy, jest prawdą – paradoksalnie karmienie piersią jest procesem naturalnym, na który nie mamy aż tak wielkiego wpływu.
Gdyby prześledzić zalecenia dla matek karmiących w różnych kulturach, regionach świata i warstwach społecznych okazałoby się, że wiele rad jest po prostu sprzecznych, mimo że powtarza się z tym samym uporem. Współczesna medycyna, która proces produkcji mleka poznała już od podszewki, faktycznie neguje wiele z laktacyjnych „prawd”.
Niebieskie pudełko rozprawia się z mitami na temat karmienia piersią:
Pokarm dla niemowlęcia powstaje w gruczołach mlecznych w piersiach, a jedyną „pożywką” dla niego jest krew krążąca w żyłach matki. Owszem pokarmy, które spożywamy po strawieniu przedostają się do krwioobiegu przez ściany jelita cienkiego, ale są to tak podstawowe związki jak glukoza czy sole mineralne – ich poziom u zdrowego człowieka jest dość wyrównany. Sam skład mleka określony jest jednak naszym DNA, więc w piersiach powstaje zawsze pokarm według tego samego „przepisu” – niezależnie od tego, co akurat zjadłaś na śniadanie.
Wspomniana wyżej reguła genetycznego kodowania sprawia, że nawet w okresach głodu mleko matki jest pełnowartościowe – przy brakach żywieniowych składniki potrzebne do jego produkcji pozyskiwane są z organizmu kobiety. Jedynie niektóre witaminy z grupy B oraz rodzaje kwasów tłuszczowych znajdują przełożenie z talerza mamy na pokarm dla niemowlęcia. Prawidłowe odżywianie się karmiącej jest jednak niezbędne, aby ona sama miała siłę i energię do zajmowania się maleństwem – produkcja mleka jest bowiem wyczerpująca.
Matka karmiąca nie wymaga żadnych „specjalnych” pokarmów. Normalna zrównoważona dieta w zupełności pokryje potrzeby organizmu kobiety oraz mlecznej produkcji. Z całą pewnością nie należy się zmuszać do jedzenia pokarmów, których nie lubimy bądź nie zwykłyśmy jeść, z uwagi na laktację. Nabiał, owszem jest cennym źródłem wapnia, ale dostarczają go również brokuły, papryki, szpinak czy wzbogacane soki pomarańczowe.
Na świecie są miliony weganek, które produkują pełnowartościowe mleko dla swoich dzieci. Mięso nie jest bowiem warunkiem pracy gruczołów mlecznych! Jedynym mankamentem diety wegańskiej może być niedostatek witaminy B12, której niedobory pojawiają się najpierw u niemowląt (między 2 a 6 miesiącem), a dopiero potem u matek. Symptomy niedostatku B12 obejmują: wymioty, ospałość, anemię, niskie napięcie mięśniowe, powolny wzrost a nawet zaburzenia rozwojowe. Wegankom zaleca się więc suplementację witaminą B12 w okresie karmienia piersią.
O ile dziecko nie przedstawia symptomów alergii, nie ma żadnego powodu, aby wykluczać z diety żywność teoretycznie mogącą uczulać. Co więcej, naukowcy są dziś zdania, że wstrzymywanie się od konsumpcji np. orzeszków ziemnych co najwyżej oddala pojawienie się alergii u dziecka (https://niebieskiepudelko.pl/dieta-eliminacyjna-a-alergia-pokarmowa-u-niemowlecia/). Naturalnie, kobieta powinna unikać żywności, na którą sama jest uczulona.
Nawet podejrzenie o nietolerancję laktozy u dziecka nie jest powodem do unikania nabiału – laktoza w mleku z piersi produkowana jest bowiem niezależnie od tego czy kobieta spożywa produkty z cukrem mlecznym czy nie! Kolki jako konsekwencja nadmiaru laktozy spowodowane są nie dietą mamy, ale raczej nadmiarem spożywanego pokarmu lub niedostatkiem laktazy u dziecka (laktaza to enzym trawiący cukier mleczny).
To jeden z najpowszechniejszych mitów, który powstrzymuje wiele kobiet przed spożywaniem w trakcie laktacji zdrowych i cennych produktów żywnościowych – od kalafiora, przez fasolę, a skończywszy na kiszonej kapuście. W rzeczywistości jedynie w bardzo rzadkich przypadkach niektóre drażniące przewód pokarmowy białka przenikają do pokarmu i powodują wzdęcia i gazy u maluszka. Zasadniczo jednak mama nie musi odmawiać sobie nawet wzdymających przyjemności!
Ani zatrucie pokarmowe, ani grypa żołądkowa nie mają żadnego wpływu na skład mleka – chora mama może więc bez strachu karmić dziecko. Co więcej, poprzez mleko przekaże ona maleństwu niezbędne przeciwciała, które jej organizm już wytworzył. Oczywiście, w przypadku wirusa istnieje ryzyko przekazania go dziecku metodą kropelkową poprzez bezpośredni kontakt.
Teoretycznie mleko matki bez żadnej szkody może przetrwać nawet kilka miesięcy w zamrażalniku (https://niebieskiepudelko.pl/odciaganie-i-zamrazanie-mleka-dlaczego-i-jak-to-robic-kupowanie-mleka-przez-internet/). Ale nie należy zapominać, że 4-tygodniowe niemowlę ma inne potrzeby żywieniowe niż 8-tygodniowy bobas – produkcja mleka oczywiście w pełni nadąża za tym potrzebami. Karmienie maluszka „starym” mlekiem może jednak ograniczyć mu podaż potrzebnych składników odżywczych!
To zupełnie niepotrzebny zabieg, który nie tylko nie pomaga, ale może wręcz szkodzić. Niemowlę uwielbia bowiem zapach mamy w przeciwieństwie do mydła, które może go zniechęcić do jedzenia. Poza tym obecne na skórze i brodawkach kobiety bakterie stanowią cenne wzbogacenie dla mikroflory jelitowej maluszka i trenują jego układ odpornościowy. Zbyt często myte brodawki mają również tendencję do wysychania, co zwiększa ryzyko otarć i bólu.
Nawet kilka dni ograniczonego karmienia i poczucie „wyschnięcia” zdroju nie oznaczają wcale końca karmienia piersią. Obserwacje wskazują, że zwiększony kontakt mamy (https://niebieskiepudelko.pl/karmienie-piersia/) i maleństwa, zwłaszcza polegający na tuleniu nagiego niemowlęcia do skóry klatki piersiowej i przystawianie dziecka do samej piersi potrafią zdziałać cuda w zakresie wznowienia laktacji!
Tagi: karmienie piersią
Dodaj komentarz