Na świecie zdarzają się rzeczy niemożliwe. Przekonać się o tym mieli okazję bohaterowie poniższych historii – rodzice, którzy zdecydowali się nigdy nie poddać mimo wielce niesprzyjających okoliczności.
Nie każda trudność oznacza klęskę, nie każdy zdrowotny problem jest powodem do rezygnacji z marzeń. Czasami nie łatwo jest zostać rodzicem, ale dzięki wytrwałości marzenia się spełniają. Nie wszystkie dzieci mają też szczęście bycia zupełnie zdrowymi; wszystkie zasługują jednak aby o nie walczyć.
W 2022 r. serwis BBC opisał historię pary z Evesham, która jest najlepszym dowodem na to, że nawet w najtrudniejszej sytuacji trzeba wierzyć w najlepsze. Gdy James Jefferson-Loveday usłyszał od lekarzy diagnozę chłoniaka Hodgkina, czyli złośliwego nowotworu układu limfatycznego, świat rozsypał się mu przed oczami. Razem z żoną zaczęli starać się o dziecko, a ich wysiłki szybko przyniosły rezultaty. Mężczyzna rozpoczął chemioterapię. W 21 tygodniu ciąży dokładnie ten sam nowotwór stwierdzono jednak u jego małżonki, Bethany. Onkolog zasugerował łagodniejszą formę chemioterapii, aby nie ryzykować życia przyszłej mamy zbyt długim czekaniem. Dzielna para, chociaż bez włosów, doczekała się zdrowej dziewczynki, a dziś oboje rodziców są w remisji.
Noah Clarey urodził się 14 tygodni za wcześnie. Ważył niespełna kilogram, a jego serce było wielkości paznokcia na kciuku. Lekarze stwierdzili, że szanse na przeżycie chłopca są minimalne. Tuż po porodzie noworodka włożono do… foliowej torebki śniadaniowej, które uratowała już życie niejednemu wcześniakowi, i odwieziono na oddział intensywnej terapii. Badania wykazały, że serduszko jest otwarte i wymaga ryzykownej operacji. Po jej przeprowadzeniu maluszek przez sześć miesięcy oddychał za pomocą wentylatora, przebywając pod baczną obserwacją kardiologa. Pierwsze urodziny świętował już jednak w domu jako zdrowy, wesoły psotnik.
Kathalina Martin po urodzeniu pierwszego dziecka usłyszała od lekarzy druzgoczącą diagnozę. Z uwagi na zaawansowany zespół policystycznych jajników (PCOS) nie miała już nigdy więcej zostać matką. Kobieta nie poddała się jednak desperacji. Wbrew prognozom specjalistów test ciążowy w końcu pokazał dwie kreski. Prawdziwa niespodzianka nastała jednak dopiero podczas badania USG, gdy okazało się, że w macicy znajdują się aż cztery płody i to każdy z innego jajeczka. Prawdopodobieństwo takiej ciąży to 1: 700 000! W 27 tygodniu na świat przyszły całkowicie zdrowe czworaczki, dwie dziewczynki i dwóch chłopców!
W 2015 r. Karen Wollman dowiedziała się podczas badania USG, że płód, który nosi w łonie, ma zespół Downa i cierpi na obrzęk uogólniony. Dziecko miało urodzić się martwe. Mimo pesymistycznych prognoz przez całą ciążę rodzice śpiewali mu piosenkę, aby zachęcić maluszka do walki. Po porodzie noworodka z ciężką niewydolnością płuc i nerek podano matce, aby mogła się z nim pożegnać. Karen wzięła synka w ramiona i przez kilka godzin kołysała go, nieustannie mu śpiewając. Ku totalnemu zdziwieniu lekarzy stan chłopca zaczął się dynamicznie poprawiać, a po sześciu miesiącach został wypisany do domu.
Glenda Budworth zachorowała na rzadką postać nowotworu. Udało się jej wygrać z chorobą, ale po zakończeniu terapii lekarze orzekli, że najprawdopodobniej nie będzie nigdy w stanie naturalnie począć dziecka. Tamtego smutnego dnia wracała z mężem piechotą do domu, przeżuwając złe wieści. Niestety, para miała takiego pecha, że przywaliło ją spadające drzewo. Oboje trafili do szpitala ze poważnymi urazami kręgosłupa i kończyn dolnych. Dopiero po dwóch latach ciężkiej rehabilitacji małżeństwo zaczęło ponownie chodzić. I właśnie wtedy nadeszła radosna nowina – Glenda w wieku 38 lat, po przeżyciu raka i złamaniu kręgosłupa, całkiem naturalnym sposobem zaszła w upragnioną ciążę!
Arsenia i Eric Molina marzyli o dziecku. Po latach bezskutecznych prób poddali się terapii niepłodności. Trzy razy przeszli trudną procedurę sztucznego zapłodnienia i trzy razy doszło do spontanicznego poronienia. Za czwartym razem się jednak udało. Szczęście nie trwało wszak długo, bo Arsenia znów zaczęła krwawić i odwieziona została do szpitala. Tu okazało się, że jeden z płodów zagnieździł się w jajniku i rósł tam, stwarzając poważne zagrożenie dla życia matki. Lekarzom udało się usunąć ciążę pozamaciczną bez uszczerbku dla zdrowego płodu w macicy. I gdy wydawało się, że wszystko już musi skończyć się dobrze, pojawiło się kolejne krwawienie, a puls wydawał się niewyczuwalny. Na szczęście to był już tylko fałszywy alarm, a Molinom narodziła się w końcu zdrowa córeczka.
Jak widać, rodzice nigdy nie powinni się poddawać. Zajście w ciążę, utrzymanie jej, udany poród – to wszystko wyzwania, w czasie których coś może pójść nie tak. Ale problemy nie muszą oznaczać klęski. Wydaje się, że determinacja, wola walki i nadzieja mogą oszukać nawet najbardziej pesymistyczne prognozy lekarskie!
Tagi: cud
Dodaj komentarz